Niektórzy się z tym zgodzą, inni zaprzeczą z wielką gorliwością. Wiadomo, ile ludzi tyle poglądów. Korowajowie, inaczej Ludzie Drzew, żyjący na niewyobrażalnych dla nas wysokościach, drzewach sięgających nieba, byli już kanibale, jednak nadal wierzący w duchy i siły nadprzyrodzone. Czy to jednak ma związek z ich brakiem wiary w Boga, czy raczej z brakiem elementarnej wiedzy? Od wieków człowiek tłumaczył sobie niewytłumaczalne w taki sposób, w jaki mógł to zrozumieć.
Ci, co zostali w swoich wioskach w dżungli żyją bardzo skromnie i nadzwyczaj prosto. Nie chcieli przeprowadzić się do rządowych wiosek takich jak Mabul, Baigon czy Yaniruma, w których życie nie jest bynajmniej łatwiejsze tylko inne. Zostali na ziemiach swoich przodków, uprawiają palmy sago, polują i zajmują się łowiectwem. Jak sami mówią urodzili się tu i chcą tu umrzeć. Są szczęśliwi ze swoją wiarą w duchy, z insektami i bagnami. Wiodą spokojne życie, choć bardzo trudne i mozolne. Rozmawiając z nimi można wywnioskować, że są szczęśliwsi niż ci, co zamieszkali w domach rządowych. Nie mają problemów ‚cywilizacji’, żyją tak jak ich przodkowie.
Zostało już ich niewielu. W sumie Korowajów jest około 4 000, natomiast w dżungli zostało 28 klanów, każdy ma 5-6 osób. Nieodwołalnie, niestety jest to ostatnie pokolenie żyjące w ten sposób, ostatnie pokolenie żyjące tak blisko nieba a tak daleko Boga. Dla nas ostatnia szansa na bezpośrednie obcowanie z tą, ginącą kulturą. Świat się zmienia, globalizacja zatacza coraz większe kręgi, czy wyjdzie to nam to wszystkim na dobre?