Po lekturze poprzedniego wpisu pewnie sa tacy, którzy boją się przeczytać ten. Co, bowiem Asmaci mogą robić z ciałami osób, które umrą śmiercią naturalną, zwykłych członków klanu? Nic specjalnego. Zakopują ich po prostu w ziemi na terenie wioski.
Jeśli natomiast umrze kobieta przy porodzie, wtedy zostaje zakopana daleko poza terenem zamieszkania, w głębokiej dżungli, żeby nie ściągać na klan złych duchów. Jej zmarłe dziecko zakopywane jest już blisko domu matki. Ono złych duchów nie ściąga.
Sytuacja ulega zmianie w momencie, gdy umierał powszechnie szanowany wódz. Wtedy przed long house‚m stawiana była specjalna platforma z drewna, na której kładło się zwłoki. Pod spodem ustawiane były specjalne talerze i misy robione z liści bananowca. Cała ta ‚konstrukcja’ zostawiana była na jakiś czas. W tym klimacie dużo nie trzeba, żeby zwłoki zaczęły się rozkładać a płyny ustrojowe wraz z larwami, które też zdążyły już się wykluć, spłynęły na te właśnie talerze. Kobiety wszystko pieczołowicie zbierały i mieszały z jedzeniem.
Wierzono, że w ten sposób członkowie klanu przejmowali wiedzę i siłę swojego zmarłego wodza. Czaszkę do domu zabierał najstarszy syn. W ciągu dnia, według ich wierzeń brała ona’udział’ w życiu codziennym, a w nocy służyła jako poduszka. W ten sposób też, według wierzeń, najstarszy syn wchłaniał mądrość ojca.
Ten zwyczaj zaniknął już około 30-40 lat temu, jednak nadal wzbudza silne emocje, kiedy się o nim opowiada. No cóż, tacy byli, i tacy właściwie są Asmaci. Jedno z najbardzej żądnych krwi i zemsty plemion świata. Pomimo tego, że świat dowiedział się o ich istnieniu już w 1623 roku, kiedy to holenderski kupiec Jan Carstensz wypatrzył ich z pokładu swojego statku, to dopiero misjonarze w latach 50 tych XXw byli na tyle przygotowani by móc zacząć ich poznawać i zbliżyć się do nich. Kosztowało to jednak wiele ofiar i niewyobrażalne tortury. Teraz jednak Asmaci są już plemieniem prawie w pełni żyjącym jak inne narody naszej planety.