Każdy z podróżników ma jakieś swoje miejsce na Ziemi, do którego chętnie wraca. My z zasady nie wracamy. Nie wracamy, bo Ziemia jest za duża, za piękna a czasu za mało. Zdecydowanie wolimy zobaczyć coś nowego niż zachwycać się nad czymś dobrze już nam znanym. Staramy się zapamiętać jak najwięcej i zrobić jak najwięcej zdjęć z każdego miejsca, które odwiedziliśmy. To musi nam wystarczyć, musi….pod warunkiem, że nie jest amazońską dżunglą.
Nasza miłość do dżungli narodziła się nagle i niespodziewanie. Jak uderzenie pioruna z impetem weszła w nas i szybko zmieniła się w uzależnienie. Objawiła się jako nieuleczalna choroba. Zatraciliśmy się w niej zupełnie, bez opamiętania.
Dżungla- tak wielka a delikatna; tak jednolita a zarazem nieodkryta; tak wspaniała, barwna, bogata w gatunki roślin i zwierząt, a jednocześnie okrutna. Potrafi schronić i ukoić zszarpane nerwy, ale równocześnie daje się poznać jako maszyna do zabijania.
Żadne
zdjęcie nie jest w stanie ukazać okazałości, bujności i bogactwa natury, jakie dżungla w sobie skrywa. Słuchając wieczorem odgłosów jej mieszkańców czujemy się jakbyśmy siedzieli w pierwszym rzędzie najpiękniejszej sali koncertowej świata. Dla nas lasy tropikalne są miejscem, z którego moglibyśmy nie wychodzić, i gdzie nigdy nasze zmysły piękna nie zostaną zaspokojone.